Hedningarna
"Kiedy Bogowie Ciosali Drewno"
Na scenie etnicznej postrzegani są jako poganie grający folk w sposób ostry i hipnotyczny, co wyjaśnia nazwę zespołu. Jak sami mówią: "Próbujemy pokazać jak wyglądała tradycja i muzyka w czasach dawnych. Uczucia były tak samo piękne i ludzie zasadniczo nie różnili się od ludzi współczesnych. Tym co najbardziej się zmieniło jest otoczenie."
W krajach skandynawskich brunatne głazy wynurzają się z pól i pastwisk, kamień wyrasta pośród ściółki leśnej, sterczy na dnie jezior i nad powierzchnią morza. Piękny, ale i surowy jest krajobraz Ziemi na której narodziła się wspaniała tradycja muzyczna. To prastara historia, prastare mity i legendy, opowieści powtarzane z pokolenia na pokolenie.
Dawna Skandynawia miała własne obyczaje, z których wywodziły się niezwykłe rytuały. Żyjącym w głębokich lasach ludziom najwięcej radości przynosiły wspólne tańce i zabawy. Zbierała się na nich ludność wielu wiosek, aby przez całą noc wirować przy dźwiękach skrzypiec, kobz i lutni. Tańce te wyzwalały człowieka i wprowadzały w trans. Bo rytm muzyki pobudzał do pozazmysłowej rozkoszy odczuwania dźwięku. Przez klikę rządzącą było to niestety postrzegane jako coś niebezpiecznego. Wkrótce więc Kościół zakazał skrzypkom grać, twierdząc że są opętani przez diabła, zaś tych którzy oddawali się rytmom tańca nazwał poganami. Na wielkich stosach spłonęły kobzy lutnie i skrzypce. Nastał długi czas zapomnienia.
Ale nordyckie bóstwa powróciły. Świat na nowo poznał te dźwięki kiedy nowi poganie z Hedningarny opuścili swoje jaskinie i wyszli na leśne polany. Dzięki niezwykłym instrumentom podłączanym do wzmacniaczy wydobyli muzykę, w której - z jednej strony, drzemał duch pradawnej (starej) Northlandii, z drugiej natomiast intrygowała świeżość, a nade wszystko zaskakiwała oryginalność. To była prawdziwie etniczna awangarda. Fantastyczne wyczucie, a przy tym nieskrępowana wyobraźnia pozwoliły grupie stworzyć niezwykłe brzmienie, w którym liryka, drapieżność i hipnotyczna transowość (swoją drogą niezły koktajl!) "nawracały" do tradycji i wierzeń pogańskich przodków.
Ich znajomość pierwotnej sztuki dźwięku jest naprawdę godna pozazdroszczenia. Muzyków Hedningarny nigdy nie satysfakcjonowała powierzchowna rycina (czyli odbitka na marnym papierze). Bez wątpienia świetne obeznanie w kulturze i obyczajach dawnych ludów Północy przesiąknęło glebę, w której zasadzone nasiona Hedningarny poczęły kiełkować. Plonem tego jest muzyka nowych pogan.
Korzenie. Korzenie i żródła tradycji. Anders Stake, lider Hedningarny doskonale potrafi czerpać z ich szpiku/rdzenia. To nie tylko znakomity muzyk obeznany z wielością instrumentów tradycyjnych. Stake również tworzy instrumenty. Swoje lutnicze projekty opiera w większości na kopiach muzealnych, lecz także eksperymentuje budując całkowicie nowatorskie według własnych pomysłów. Nowoczesne techniki dżwięku pozwalają na wiele sposobów realizować plany, toteż wychodzące spod jego ręki, czy to skrzypce czy lutnie korbowe, podłączane póżniej do wzmacniaczy zyskują niespotykane brzmienia (najlepiej, bez słów wyjaśnienia, pokazuje to zdjęcie prymitywnych ludowych skrzypiec podłączonych do Marshala! Patrz: foto). Jak sam mówi - są to narodziny nowych dzieci dżwięku. I wszystkie mają brzmieć tak jak chce tego Stake. Ma to być dźwięk wydobyty z żywiołów natury - delikatny i czuły, albo ostry i hipnotyczny. A ów pogański żywioł, rywalizację czy walkę dżwięków znakomicie czuje się i słyszy w muzyce Hedningarny.
Przełomem w podróży Pogan do magicznych i tajemniczych krain okazał się 1992 rok. Wtedy to otrzymał zespół międzynarodową nagrodę Grammy Award w kategorii - Najlepsza Płyta Folk, za album "Kaksi!". Po szwedzku kaksi znaczy dwa (zresztą jest to drugi album Pogan), jednak dla zespołu słowo to oznacza także sukces. Innymi słowy "Kaksi!" znaczy Grammy.
Nie sposób nie zgodzić się ze słowami jednego z krytyków, mówiącego że "...muzyka etniczna po Hedningarnie już nigdy nie może być taka jak kiedyś. Poganie wnieśli tak wiele (...)". Bowiem, nie da się ukryć że "Kaksi!" to płyta zdumiewająca - łączy w sobie siłę, piękno i olbrzymią dramaturgię. Jak na zawołanie przynosi nastrój odległej historii. Korzenie tej muzyki sięgają czasów wędrówek ludów, a nawet przeszłości jeszcze odleglejszej. Stylistyka albumu nawiązuje przede wszystkim do prastarych rytmów Północy (w sposobie śpiewu niejednokrotnie słyszymy lapoński jojk), lecz mamy tu także echa ludowych nut bałkańskich i muzyki średniowiecznej. Dopełnieniem (niebagatelnym!) dźwięku staje się słowo. Jakże piękna i sugestywna potrafi być u Hedningarny staro poetycka stylizacja liryki:
"Ach strzeż się Lo, boś dziewczę niewinne wrażliwe
Och zważ ty, że zważ na kwiecie wrzosu zdradliwe
I bacz byś tawern unikała, tam łajdak przepity siedzi
Łóżko i barłóg, łotr w nim bredzi
A brudne pledy gniją od biedy
Parszywe szaleńców pledy (...)"
(fragm. "Juopolle Joutunt" - Wyjść za łajdaka)
Dawna tradycja, dawne opowieści - Hedningarna umiejętnie odkopuje zasypane ziemią kości przodków, których duchy powstają otrzepując z szat kurz dziejów (epok).
Sukces "Kaksi!" był ogromny (oczywiście w wymiernym tego słowa znaczeniu). Płyta sprzedawała się świetnie nie tylko w Skandynawii. Została entuzjastycznie przyjęta zarówno przez słuchaczy, jak i przez krytyków. Melody Maker pisał: "Te dźwięki to esencja muzyki Ziemi". Z całego świata napływały prośby o nowe koncerty. Hedningarna stała się nagle jednym z najważniejszych ogniw skandynawskiego łańcucha, klamrą mocno spinającą muzykę dawną ze współczesną, podążając obok szlaków odwiedzanych przez Dead Can Dance, czy Bel Canto.
Etap, na którym wówczas grupa była skłaniał do powiedzenia: "Kuj żelazo póki gorące", dodając przy tym: "...i bacz, aby się nie sparzyć", chociaż tego drugiego członu nie sposób Hedningarnie przypisać. Dwa lata później, w 1994 roku wychodzi kolejna płyta spadkobierców pogańskiej kultury. I tu, nawet największym sceptykom (pod warunkiem, że po "Kaksi!" takowi chowali się gdzieś jeszcze po krzakach) Hedningarna wbiła ostrego klina, lub w tym przypadku sześciocalowego gwoździa, podobnego do tych, które powbijane w kłodę drewna zdobią okładkę albumu.
"Tra", czyli drewno - okazał się dziełem wybitnym, doskonale utkanym gobelinem. I chociaż jest to logiczne następstwo "Kaksi!", znacznie bardziej zdumiewa i czaruje, zapala mocniejsze łuczywo. Już sam początek - tajemniczy pogański rytuał z demoniczną melorecytacją, której tekst sławi narodziny bogini miłości - silnie oddziałuje na podświadomość, elektryzując transowym rytmem:
"Oto kobieta
Wichrem Północy niesiona
Oto kobieta
Z bryzą na brzeg wyrzucona
Oto kobieta
Z pianą na piach przyniesiona (...)
(...) Raz po raz wiąże pas
Raz po raz koszulę wdziewa
Raz po raz sprzączki spina
Mokre stopy w ciżm ubiera (...)"
(fragm. Tekstu "Tas On Nainen" - Oto kobieta)
Lecz to dopiero początek. Tym bardziej, że teksty jak i muzyka na tej płycie są genialnie zróżnicowane. Tak bardzo poetyckiej liryki próżno by szukać u wielu masowych "artystów". Dominuje w nich naturalna pogańska erotyka - niekiedy przyprawiona rubasznością - niesiona głosami dwóch fińskich wokalistek: Sanna Kurki-Suonio i Tellu Paulasto. Znakomicie słychać to w szalenie odjechanym staccato "Pornopolka":
"(...) Aż do szpiku kości
Do napięcia mięśni
Rozbudź ogień w ciele samca
Chuć w nim wyzwól do amoku
Płomień, niech się w nim rozpali
Niechaj serce w piersi wali
Do dziewanny, pięknej panny
Do wieśniaczej raźnej córy (...)"
(fragm. tekstu "Pornopolka" - Do szpiku kości)
Na "Tra" nie brakuje też demonicznych, pełnych grozy i szkarłatu historii, które swój rodowód czerpią z nordyckich sag. Krew leje się w nich wartko (strumieniami), a trup ściele się gęsto. Oto na przykład kobieta-lis (dziś powiedzielibyśmy kobieta-wamp!) pragnąca krwawej posoki, w przebiegły sposób uwodzi mężczyzn:
"(...) Szkarłatną skórą warg zasłaniasz ostre kły
Język twój kolczasty niczym igieł pęk
W źrenicach ogień toczy walkę z lodem
Czy to kobieta czy lis zasiewa we mnie lęk?
Dzika i niegodziwa, choć piękno twe czaruje mnie
A rąbek ogon ledwie skrywa
W leśną gęstwinę wabisz mnie
Do szaleńczego tańca porywasz
Lecz kiedy suknię zrzucisz z ciała
Ja kościotrupa ujrzę w tobie
Szczękę rozewrzesz w chichocie
Namiętnym jadem zgasisz płomień."
(fragm. tekstu "Raven" - Kobieta-lis)
Groza i piękno stanowią u Pogan niezwykle dobrany duet. Z jednej strony subtelnie liryczny, natomiast z drugiej brutalny i drapieżny jak pierwotne instynkty, niczym ciosanie tytułowego drewna...
Płyta stała się folkowym wydarzeniem. Zespół ponownie otrzymał nominację do nagrody Grammy, tym razem w dwóch kategoriach: Artysta Roku Folk oraz Najlepsza Płyta Folk.
Po tej płycie Hedningarna przekształciła się na pewien czas w trio. Wokalistki wróciły do rodzinnej Finlandii, aby jak mówiono - skończyć studia i urodzić dzieci. W grupie pozostali: Anders Stake, Hillbus Totte Mattson I Bjorn Tollin. Wyznawcy pogańskiego kultu zaczęli się więc głowić jak też będzie następna dawka energetycznych soków dźwiękowych Hedningarny. W większości opinie były zgodne - po dwóch zbliżonych stylistycznie płytach nadszedł czas na większą (r)ewolucję w muzyce Pogan. Bowiem nie ulegało wątpliwości, że bez kobiecych zaśpiewów Hedningarna zabrzmi inaczej. I tak też się stało, jednak nim ów factum nastąpił miało miejsce kilka innych, istotnych wydarzeń.
Kiedy muzycy ponownie zaszyli się w swoim "Hednavisionen" (ich specyficzne studio nagrań) Anders ponownie wziął się za szukanie brzmień pośród swych instrumentów-zabawek. A w studiu pojawiali się różni, mniej lub bardziej, dziwni artyści. Wśród nich był Johan Liljemark, który pojawił się u muzyków świeżo po powrocie z Australii. Tam, w towarzystwie Aborygenów doskonalił technikę gry na didjeridoo. Podzielił się swoimi doświadczeniami z Andersem, co lider Hedningarny wykorzystał podczas opracowań niektórych elementów akustycznych nowych kompozycji. I tak na przykład w kilku, wydawać by się mogło pewniakach, odrzucił brzmienie liry korbowej, a użył prostych fujarek pasterskich. Innym muzykiem, który zawitał do "Hednavisionen" był Vimme Saari. Zespół poznał go na festiwalu w Umel. Podczas występu Pogan Saari wpadł w hipnotyczny trans, wdrapał się na scenę i śpiewem jojk uraczył szalejącą publikę. Równie bogate doświadczenia przyniósł Hedningarnie jam session ze znakomitym gitarzystą norweskim Knutem Reiersrudem. Noc wspólnego jamowania nie poszła na marne. Tego rodzaju spontaniczna integracja muzyczna dostarcza zawsze nowych obopólnych doświadczeń. W przypadku Hedningarny owocem owych doświadczeń okazał się kolejny album.
"Hippjokk" przyniósł sporo nowych pomysłów. "To nie był album zaplanowany wcześniej, ale kiedy go ukończyliśmy, efekt był dla nas zadowalający" - wyraził się w jednym z wywiadów Bjorn Tollin. Staroskandynawski wariant trip hopu , to coś co jeszcze do niedawna mogło nie mieścić się w głowach fanów pogańskich rytmów . "Hippjokk" to jest bowiem rodzajem eksperymentu łączącego staro etniczną formę z elementami kultury pop. Współczesny rave znakomicie potrafi spleść się z transową rytmiką pradziejowych rytuałów. A siłę magii podkreśla m.in. utwór "Drafur Och Gildur", którego tekst wyraźnie wskazuje na fascynację mitologiczną Germanią i twórczością J.R.R. Tolkiena:
"(...) Fortuna od trolli się odwraca
Nadzieja wzbiera Drafura
Bo oto ponad mgły oparem
Dostrzega postać Gildura
Gromada trolli w ciężkiej zwale
Drafur i Gildur, potężni kowale
Są ramię w ramię, walczą z hołotą
Posoka trolli wsiąka w błoto (...)"
(fragm. tekstu "Drafur Och Gildur" - Drafur i Gildur)
Surowe często dźwięki "Hippjokk" przynoszą chyba jeszcze bardziej hipnotyczną substancję. Na pewno zaś mocno elektryzującą. Pokazują kolejny etap twórczej pracy człowieka, któremu przyszło parać się ze wielką sztuką muzyki świata.
I teraz, kiedy spodziewano się nie wiadomo jak już jak bardzo pogańskich unowocześnień, Hedningarna prawie powróciła do swojego starego składu. Do zespołu ponownie dołączyła Sanna Kurki-Suonio, natomiast zrezygnowaną Tellu Paulasto zastąpiła inna fińska wokalistka Anita Lehtonen. W takim składzie przystąpiła Hedningarna do pracy nad kolejnym albumem. Było to kolejne doświadczenie, czego nie omieszkał zaznaczyć Anders Stake. Grupa wybrała się w podróż po legendarnej krainie fińskiej Karelii, a tragiczne dzieje tego pięknego zakątka (m.in. podczas wojny Karelia była pod okupacją Sowietów) wplotły się w kolejną piękną opowieść nazwaną "Karelia Visa". Ta opowieść zaskakuje spokojem. Mniej tutaj poszukiwań czysto dźwiękowych (być może to Stake chciał znaleźć to już odnalazł), za to znacznie więcej miejsca zajmuje nastrój. "Brzmienie spokojne i stonowane, nastrój piękny" - można było przeczytać w jednym z periodyków muzycznych, "Ważne było oddanie czystego i prawdziwego nastroju tej wspaniałej krainy" - mówił Stake. I w zupełności miał rację. A z nasion Hedningarny znów wyrosły piękne owoce niczym nieskrępowanej natury...
Oto i cała historia Hedningarny. Grupy która opiewa piękno pogańskiego świata, podając je nam, współczesnym. Warto odkrywać ten świat razem z nimi. I poznawać malowniczą tradycję dawnej Laponii, usłyszeć norweskie motywy skrzypcowe, czy też wniknąć w narodowy epos fiński "Kalevala", a przy tym zawirować w rytmach staro szwedzkiego tańca polska (nie mylić z czeską polką!), przy którym kiedyś, tak jak na dzisiejszych rave'ach ludzie zapominali o bożym(?) świecie zapadając w hipnotyczny trans. Hedningarna kultywuje stare mity i tradycje nie rezygnując przy tym z własnych eksperymentów dźwiękotwórczych. Najważniejsze to co głęboko porusza i pozostaje niezatarte w ludzkiej pamięci. Temu właśnie hołdują muzyczni Poganie, a ich muzyka potwierdza to w zupełności. Od czasu, gdy wyszli z jaskini świat nabrał nowych barw.
źródło: Piotr Świerżewski